Świąteczna karuzela rozkręciła się na dobre, ba właściwie jest prawie u swego apogeum – krótkiego; i bardzo często wydającego mi się zupełnie nie proporcjonalnym do ilości obrotów wykonywanych na minutę. Ale kręcę się razem z nią. Moje dylemat między łososiem „half price” albo karpiem na zamówienie. Na pewno zrobimy jak zwykle uszka w barszczu i śledzie z cebulą. Potem ugotuje warzywa na sałatkę. Ubiorę choinkę gdy one tymczasem ostygną; pokroje i wymieszam z majonezem oglądając w telewizji „Przyjaciół” po raz enty. Na wigilijnym stole będę miał dwanaście potraw, a indyka w Boże Narodzenie. Do „mince pie” wciąż się przekonuje.
Człowiek za mną napiera na mnie wózkiem, człowiek przede mną jeszcze się decyduje. Sąsiadka ostatnio mimochodem wspomina o jakimś dziwnym zapachu, który trzeci dzień się unosi. I na nic zdaje się moje tłumaczenie, że to bigos, tradycja, taka kapusta, nie dość, że skwaśniała to jeszcze przegotowana cztery razy.
Wieczorem, utytłany po łokcie w mące łapię za słuchawkę i wystukuje numer do domu. Pytam o to jak się robi ciasto na pierogi. Uświadamiam sobie, że co roku z tym pytaniem dzwonie. I zapominam aby następnego znowu zadzwonić. A co tu można zapomnieć w cieście do pierogów? Pytam też o przepis na sernik. Przepis jest prosty. Kilogram twarogu, garść rodzynek, jajka... i sekretny składnik, który potem, przy pieczeniu, pachnie domem. Tuptam wiec przez park do „Taste of Europ” po cztery kostki sera białego tłustego. Przed wejściem dostaje jeszcze smsa „ zapomniałam o cukrze waniliowym i weź rutinoscorbin na noc żebyś się nie przeziębił. U nas –15.” Wigilia.
W drodze powrotnej rzuca mi się w oczy napis: „Jeden – najsmutniejszy numer”. Napis znajduje się na w witrynie organizacji pracującej z osobami starszymi. Przypominam sobie święta przepracowane w domu starców. Wyblakły czerwony dywan w holu, zapach pudru dla dzieci i odpakowanej paczki pieluch. Nieporadnie jedzony „roast dinner” w za głębokim fotelu, w koronie z papieru. Miele twaróg, dosypuje rodzynek – ich pomarszczona faktura drażni moje dłonie. Spoglądam w stronę Tośki, która kroi warzywa za małym nożem. Wiem, że byłoby jej łatwiej gdyby zmieniła go na większy, ale nic nie mówię. Cieszę się jej widokiem i jestem wdzięczny, że karuzela się kręci.
Z najlepszym życzeniami świątecznymi.
Bronco
Komentarze